Tak.... moja mama to się potrafi ustawić...
Nie żebym miał coś przeciw, absolutnie. Moim nowym hobby jest bowiem zmywanie ręczne naczyń (nie tam jakaś łatwizna: wkładanie do zmywarki, której zresztą nie posiadamy póki co, bo po co, skoro jestem ja!).
Tak więc, gdy tylko zobaczę, że w komorze zlewu znajduje się spora ilość wody z płynem, od razu biorę się do pracy... ale to takim tempem, że nawet czasu na przyniesienie krzesełka, żeby mi nieco wygodniej było, czasu nie mam, nie wspominając nawet o zakasaniu rękawów. Jak widać, nie każdy, kto "piere" się do roboty, zakasuje rękawki :P
I żeby nie było, wcale nie robię tego byle jak. Po uprzednim umyciu każdego naczynia i włożeniu go do drugiej, pustej komory zlewu, przekładam wszystko z powrotem do komory z płynem i czynność, wdzięcznie nazwaną "myciem garów", rozpoczynam od nowa. To jeszcze nie koniec.... co by mama była w 100% zadowolona, robię to wszystko TRZY RAZY, póki rodzicielka nie zainterweniuje i nie zacznie spłukiwać umytych przeze mnie naczyń (oglądając, czy wszystko ładnie umyłem.. :))
Jestem pracowitym i dokładnym pomywaczem. Żadna praca nie hańbi przecież, a jeśli mama w czasie, gdy kątem oka sprawdza, czy robię to dobrze (robi to niezdarnie, bo ja doskonale wiem, że mnie obserwuje...) i udaje, że niby czyta jakiś przepis z książki kucharskiej tuż nad moją głową :P, może chwilę rękoma nic nie robić, to dlaczegóż by jej tego nie ułatwić?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz