Mama doskonale pamięta moje niedawne upodobania żywieniowe. Nie było to specjalnie trudne do zapamiętania, ponieważ z łatwością można wymienić co do tej pory jadłem.
Ø
zupy (można powiedzieć, że wszystkie... ale z
drobno pokrojonymi warzywkami, większe kawałki wylatywały z talerza na dość
sporą odległość)
Ø
mięsa (w każdej postaci, aczkolwiek jeśli to
było mięso panierowane i usmażone, mój uśmiech na twarzy, gdyby nie uszy, byłby
dookoła głowy; gotowane udka, czy skrzydełka obgryzałem profesjonalnie,
zostawiając same kosteczki)
Ø
chleb (tylko suchy..!!! najlepiej wyjęty z
zamrażarki; rzadko dałem się namówić na posmarowaną kromkę chleba masłem… )
Ø
wafle ryżowe (w każdej ilości)
Ø
kaszki wielozbożowe (tak, tak… te niemowlęce
kaszki… :D )
Ø
z owoców tylko deserki (np. Bobovita, Gerber –
tak, tak… również niemowlęce :P) i banany (ale tylko jeden na tydzień)
Ø
wafle orzechowe
Ø
jogurty bez wkładki (czyli bez kawałków owoców,
musli, itp.)
Ø
mleko z płatkami (najlepiej by były to nietypowe
płatki, czyli muszelki czekoladowe, kulki, itp.)
Ø
paprykarz, pasztet (tak, dałem się czasem
skusić)
Ø
parówki (bez niczego, bez chleba)
Ø
piłem soki owocowe i kakao.
W żłobku, a później w przedszkolu, jadłem czasem ziemniak na obiad, czy kanapkę serem, zdarzyło się, że i budyń, ale na to miała wpływ grupa… grupa dzieci, która wcinała. Mama do grupy się nie zalicza, więc w domu jej oczu nie raczyłem takim widokiem.
Tak więc, mama miała twardy orzech do zgryzienia, by zaspokoić mój organizm w odpowiednią ilość witamin i składników odżywczych. Mimo to, wyglądałem sobie całkiem, całkiem :)
Ostatnio jednak wiele się zmieniło. Na obiad zjadam prawie wszystko (prócz surówek i zielonej sałaty), nawet mizerię, buraczki, marchew na gęsto, kalarepkę, kalafior, kapustę zasmażaną, ziemniaki. Mięso to wiadomo. Ryba w warzywach (marchew, seler, pietruszka, por) też mi smakuje, nawet bardzo.Od biedy przejdą też kasze, ryż i makaron z mięsem, warzywami i sosem. Jeśli mama przemyci tam surówkę z kapusty i marchewki, to udaję, że nie widzę i zjadam. Zmieszana z ryżem, czy kaszą i sosem, może być.
W zupach preferuję przede wszystkim duże kawałki ziemniaków, inne warzywa również bezproblemowo pokonują przełyk, makaron, ryż, lane ciasto.
Zjadam jajecznicę na śniadanie, chleb z pastą z białego sera, pastę z ryby wędzonej, zjadam wędlinę, zdarzy się, że i plasterek żółtego sera zjem, muszę jednak czuć porządny głód. Na razie nie jestem jeszcze na etapie kanapki z pomidorem, czy ogórkiem, ale kto wie… może kiedyś...
No i owoce. Nikodem wcina wszystko, smakuje mu, nie mdleje po tym i nie ląduje w szpitalu, więc zaryzykowałem. Banany miałem już sprawdzone, a ostatnio skusiłem się na nektarynkę. I wow, zasmakowało porządnie. Zjadłem trzy na raz :) Wczoraj podjadłem dość sporą ilość winogron, a dziś suszoną żurawinę. Mama dała na miseczkę Nikodemowi, ale tak, żebym widział, a ten wszechżerny mój brat się zachwycał, więc spojrzałem na to coś w misce i poprosiłem o jedno na spróbowanie. Przeszło :) Jabłko jeszcze nie jest na liście zjadliwej. Pochłaniam go tylko w postaci płynnej.
W jogurtach zniosę też kawałeczki owoców, czy ziarna.
Chleb nadal najbardziej smakuje suchy, zimny… aczkolwiek, to tylko kwestia niecierpliwości, ponieważ do zrobienia kanapki jest potrzebny czas, a ja go na nic nie mam. Wolę więc na szybko.
Co do napojów, to najczęściej piję herbatkę owocową, wodę, kompot, wodę z sokiem czy soki. Kakao do śniadania, przejdzie, ale nie aż tak, żeby się nim zachwycać...
Lubię tosty, ale bez wkładek serowo-szynkowo-pieczarkowo-cebulowych. Same, suchutkie, z masłem :)
No i ze śmieciowego jedzenia lubię pizzę i frytki. Niestety, goszczą u nas, na moje oko, bardzooooo rzadkoooo :(
A słone paluszki mógłbym jeść na każdy posiłek :)
To tyle, jeśli chodzi o rozwój kubków smakowych :) Myślę, że do kroków milowych, można ten post zaliczyć. Jest to bowiem spore osiągnięcie :D
Czas na deser... idę więc posmakować ciasta z galaretką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz